Dzisiaj kończymy Różowy październik – Miesiąc Świadomości Raka Piersi. Z tej okazji, trafiła do mnie przed obiektyw Renata. Amazonka, która opowiedziała mi swoją historię a o której ja myślałam, że pokażę jaką siłę w sobie ma. Ale nie tak było.
To ona mi pokazała. Zobaczyłam kobietę, która mimo kolejnej walki, czuje dobre wibracje. Która to mnie prostowała, mówiąc ” jest dobrze, nadzieja jest złudna”. Cieszę się, że ją poznałam i uchwyciłam jej piękno <3
Makijaż wykonała Margolcia Make up
Poprosiłam Renatę o opowiedzenie swojej historii.
W mojej rodzinie, mama zmarła na raka. Miałam świadomość że powinnam być czujna w tym temacie ale specjalnie uwagi do tego nie przykuwałam. Nie badałam się.
Kiedy pierwszy raz poczułam dziwne ukłucia w piersi powiązałam je z cyklem miesiączkowym. Pewnego dnia, pracując w ogródku, przycisnęłam mocniej pierś do nogi i poczułam przeszywający ból. Jak by mi ktoś wbił nóż w plecy i ostrze przeszyło pierś na wskroś. Dopiero wtedy stwierdziłam, że udam się do lekarza. Diagnoza zwaliła mnie z nóg – rak piersi. Podczas drugiego konsylium lekarskiego, miałam mieć robioną docinkę wątpliwych marginesów cięcia ale ja już nastawiłam się na całkowite usunięcie piersi. Byłam pewna, że lekarze będą przeciwni, w końcu ognisko było małe i może nie było potrzeby całkowitej amputacji. Ale z tyłu głowy wiedziałam, że wolę zrobić to teraz, niż znów wrócić na stół aby usuwać kolejnego guza lub co gorsza, jakieś inne przerzuty.
Lekarze się zgodzili, byli wprawdzie zaskoczeni moim wyborem ale w pełni mnie poparli. Na następny dzień po operacji, przy konsultacji lekarskiej, dowiedziałam się, że to był dobry wybór. Powstało kolejne ognisko chorobotwórcze, którego nikt by nie wykrył, ale dzięki całkowitej amputacji piersi zostało ujarzmione.
Był rok 2018. Mój świat się zatrzymał. Kończyłam właśnie 40 lat. Zaczęłam walkę o życie i powrót do normalności. Takie było moje założenie. Mój plan na najbliższy czas.
Udało się. Mimo tego trudnego okresu pojawiały się w moim życiu cudowne, wspaniałe i budujące chwile oraz niezapomniane osoby – moje anioły jak Marta. W czasie badań i leczenia poznałam grono osób wspierających mnie na każdym kroku.
Ta choroba, może i zabrała mi zdrowie ale pozwoliła spojrzeć na życie z innej perspektywy. Po leczeniu zaczęłam spełniać swoje marzenia. Zrobiłam sobie tatuaże które mają dla mnie ogromne znaczenie. Sentymentalne i terapeutyczne. Do tego, doszła duża metamorfoza, gdzie z szarej myszki przemieniłam się w bardziej pewną siebie osobę.
Podczas terapii wspierałyśmy się wzajemnie. W czasie remisji choroby moja szefowa Monika umożliwiła mi powrót do pracy. Stworzyła dla mnie nowe stanowisko dopasowane do moich możliwości i stanu mojego zdrowia. Byłam niesamowicie wdzięczna z takiego obrotu sytuacji, tym bardziej, że nie mogłam już pracować fizycznie a kochałam swoją pracę i spędziłam w niej 20 lat. Zmobilizowało mnie to do podjęcia nauki na studiach podyplomowych. Dało mi to osobistą satysfakcję.
Niestety tydzień przed obroną pracy dyplomowej okazało się że chorobą wróciła. Przerzuty na wątrobie i leczenie paliatywne. Idę jednak do przodu, wierzę że znowu sobie poradzę. Skończyłam szkołę, pracuję, leczę się, wyniki poprawiły się dzięki leczeniu, żyję. Żyję pełnią życia każdego dnia, czerpię z niego pełnymi garściami. Mam jeszcze kolejne marzenia – skok ze spadochronem zaplanowany na przyszły rok z moją przyjaciółką Bogusią. Marzenie kolejne z wielu, których już napewno nie będę odkładać na później!
Renata dziękuję Ci że zaaplikowałaś <3 Twoje słowa twoja siła i Twoja dobra energia przyniosły mi w dzień naszego spotkania,
więcej światła niż bym się kiedykolwiek spodziewała 😍